Niedawno przeczytałem, że nieszczęsna dla wielu (nie)tylko obcokrajowców odmiana polskich nazwisk powinna w końcu ulec pewnym modyfikacjom. Podobno niektórzy właściciele nazwisk kończących się samogłoską O woleliby nie odmieniać własnego nazwiska. Właściwie nikomu krzywda się nie stanie, jeśli będzie się używać dwóch wariantów (odmiennej i nieodmiennej). Naszła mnie jednak pewna typowo lingwistyczna refleksja dotycząca odmiany właśnie, a pytanie z nią związane jest takie: po co w ogóle odmieniać nazwiska. W pismach urzędowych (w których to przejawia się rejestr//styl//odmiana języka przez językoznawców zwana odmianą kancelaryjną) często pojawia się forma nazwiska w mianowniku. Ma to oczywiście na celu wyeliminowanie potencjalnych zakłóceń i nieporozumień. Trochę niezręcznie jednak to wygląda, kiedy nazwisko jest łatwe do odmiany, ale cóż, nikomu się nie dogodzi… W zasadzie wspomniane pytanie na temat odmiany nazwisk w języku polskim można rozwinąć i sformułować w sposób taki: po co w ogóle odmieniać? Kto miał odwagę wymyślić odmianę przez przypadki:)
Pretensje (albo podziękowania:) powinniśmy kierować do naszych przodków…. to przecież oni poczęli się komunikować w ten sposób, że przez słowo nieco zmienione (przez dodanie, wymianę lub ucięcie) mogli wyrażać różne stany, relacje itp.
Widać nie sprawiało im to trudności naówczas – cóż, może po prostu język był zbyt ubogi, może mięli więcej czasu między jednym polowaniem a drugim i w ramach - powiedzmy - rozrywki utrudniali sobie życie, odmieniając wyrazy? Przecież nie mogli przewidzieć, że w odległej przyszłości świat będzie podlegał procesom urbanizacji, mechanizacji i informatyzacji, że czas będzie zbyt szybko płynął, by go trwonić (wciąż tak go mało!) na poprawne odmiany wyrazów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz